Moim miejscem pracy jest drukarnia w Łodzi. Pracuję już tam dwa lata, więc mam mnóstwo ciekawych historyjek z pracy na temat klientów. Sam pracuję jako grafik, ale czasem zdarza mi się siadać do drukarki, kiedy mamy duże zamówienia i musimy się wyrobić na czas.
Praca w drukarni i introligatorni jest ciekawą pracą
Dla mnie jako osoby dla której rysowanie, projektowanie i obsługa komputera była zawsze bułką z masłem oglądanie niektórych przysłanych projektów jest traumatycznym przeżyciem. Pół biedy kiedy ktoś nie zmienił kształtów w swoim logo na krzywe i trzeba wykonać dwa kliknięcia, żeby to naprawić albo plik jest zapisany w złym programie. W końcu każdy używa innego i może nie wiedzieć jakich my używamy. Gorzej jest, gdy projekt zawiera w sobie zdjęcia. Często są one bardzo niskiej jakości, a dodatkowo rozciągnięte na papierze mogą być wręcz nieczytelne. Muszę wtedy dzwonić do zamawiającego i prosić o podesłanie nowego, żeby zastąpić nim zbyt mały, a oni się często czepiają, ze zawracam im głowy i mam szybki druk cyfrowy tak jak jest. A potem jak odbiorą wydruki to narzekają, że nic nie widać. Wizytówki nie są lepsze. Wiele osób nie myśli o tym, jak małe one są i wrzucają tam nie wiadomo ile elementów, które w takim pomniejszeniu zmieniają się w drobny punkcik. Jak któryś wyrzucę to się wtrącam do projektu, a jak zostawię mi będzie brzydko to też źle. Wizytówki są i tak nie najgorsze. Największe zło to plakaty. Z tym najczęściej przychodzą klienci z prośba o projekt. Gdyby podali dane jakie mają na nim być, ewentualnie jakieś grafiki i powiedzieli w jakiej tonacji kolorystycznej mają być to by była dla mnie pełnia szczęścia.
Klienci potrafią jednak kilkakrotnie odsyłać plakat, bo ,,ten kwiatek powinien być o centymetr bardziej w lewo”, albo ,,ja chciałam mieć tło turkusowe, a to jest morski”. Dobrze, że chociaż introligatornia to nie mój problem, bo inaczej miałbym już dosyć.